Cieszę się, że jedziesz
- jolanta-hor
- 2 dni temu
- 3 minut(y) czytania
18 listopada 2025 r. przed wejściem do jadłodajni Sióstr Albertynek w Poznaniu panowała wyjątkowa atmosfera. Zwykle to miejsce wypełnia zapach zupy, ciche rozmowy i kolejka ludzi czekających na posiłek. Tego dnia jednak kolejka była inna – pełna emocji, wzruszenia i nadziei. Stąd właśnie, spod skromnych drzwi albertyńskiej jadłodajni, miał wyruszyć autokar z 55 osobami korzystającymi z pomocy Caritas Archidiecezji Poznańskiej, w tym wieloma podopiecznymi sióstr.
Wśród pielgrzymów była także s. Sergia Walczak, albertynka, która od lat służy w jadłodajni. Dla wielu to właśnie jej twarz i ciepłe słowo są pierwszym porannym promykiem nadziei. Tego dnia była nie tylko opiekunką, ale i towarzyszką drogi.
Poranek pełen nadziei
Zanim autokar podjechał, s. Sergia witała każdego z pielgrzymów – jednych z troską o to, czy zabrali leki, innych pytaniem, czy nie marzną, a jeszcze innych zwykłym, ale jakże potrzebnym: „Cieszę się, że jedziesz”.
Dla wielu był to pierwszy od dawna wyjazd poza miasto. Dla kilku – pierwszy w życiu wyjazd na Jasną Górę. Dla wszystkich – dzień, w którym czuli, że ktoś ich zaprosił.
„Z siostrami zawsze człowiek jedzie spokojniejszy” – powiedział pan Jan, stojąc przy autokarze. „Kiedyś chodziłam tu tylko po chleb. Dziś jadę do Matki Bożej. Jak to się życie czasem odwraca…” – dodała pani Alicja, ściskając w dłoni różaniec. Autokar ruszył nie z miejskiego zgiełku, lecz z miejsca, które dla wielu z nich jest drugim domem.
Msza, która dotknęła serc
Po dotarciu do Częstochowy pielgrzymi skierowali się w stronę sanktuarium. Listopadowy chłód nie przeszkadzał – wręcz przeciwnie, jakby pogłębiał skupienie. W bazylice czekała Eucharystia w intencji osób ubogich i korzystających z pomocy Caritas. Choć przekaz medialny nie opublikował jeszcze pełnej treści kazania, wiadomo, że padły słowa o wartości każdego człowieka, o godności, którą daje Bóg, i o Matce Bożej, która widzi tych, którzy są najcichsi, najbardziej zranieni, najbardziej zapomniani. „On mówił tak, jakby wiedział, co ja przechodzę. Jakby wiedział, że człowiek przychodzi tu porozmawiać z Bogiem o tym, czego nie powie nikomu” – powiedział po mszy młody mężczyzna, który od miesiąca korzysta z jadłodajni albertyńskiej.
Przed Obliczem, które przyciąga
Najbardziej poruszającym momentem pielgrzymki była modlitwa w Kaplicy Cudownego Obrazu. Drzwi zamknęły się za grupą, zapadła cisza i każdy mógł popatrzeć w oczy Matki – tak, jak umiał. Niektóre osoby długo klęczały. Inne patrzyły z daleka, jakby nie wierząc, że naprawdę tu są. Jeszcze inne szeptały słowa, które od dawna nosiły w sercu. Siostra Sergia modliła się tuż obok swoich podopiecznych. Jej postawa była cicha, nienachalna, bliska. Jakby chciała przypomnieć im, że w Kościele nie ma „moich” i „waszych”. Są tylko osoby, które Bóg kocha. „Poprosiłam Ją o siły. O to, żeby nie stracić nadziei” – powiedziała pani Elżbieta. „A ja… żeby moje dzieci wiedziały, że ja o nich pamiętam” – dodał mężczyzna w średnim wieku, ocierając oczy rękawem kurtki.
Wspólny posiłek – więcej niż jedzenie
Po modlitwie przyszedł czas na wspólny obiad. Jedzenie było proste, ale dla wielu smakowało jak najlepsza uczta. „To jest takie inne jedzenie… bo je się je razem. A nie samemu gdzieś na ławce” – zauważył pan Zbigniew. To zdanie streszcza cały sens albertyńskiej posługi: nie chodzi o chleb, ale o obecność. Nie o talerz zupy, lecz o to, że ktoś go dla ciebie nalewa.
Droga powrotna – cicha i głęboka
W drodze powrotnej autokar był znacznie cichszy niż rano. Nie dlatego, że panowało zmęczenie, ale dlatego, że każdy „przeżuwał w sercu” to, co się wydarzyło. S. Sergia, jak zwykle, przechodziła między siedzeniami, zatrzymując się przy każdym z uczestników. Pytała, słuchała, przytakiwała, dodawała otuchy. „Ja poprosiłem Matkę o to, żeby mi dała siłę nie wrócić do picia” – powiedział jeden z mężczyzn. „A ja… żeby jutro był sens wstać z łóżka” – dodał inny.
Nikt nie udawał heroizmu. Nikt nie grał bohatera. Była szczerość – ta, którą często można usłyszeć tylko tam, gdzie człowiek naprawdę czuje się bezpiecznie.
Dlaczego ta pielgrzymka była ważna?
Bo nie była „wyjazdem” – była gestem miłosierdzia, bardzo albertyńskim, bardzo ewangelicznym. Była przypomnieniem, że: każdy człowiek ma wartość, każdy może stanąć przed Matką, każdy jest zaproszony do stołu, każdy może zacząć od nowa, nikt nie jest zbyt biedny, by być pielgrzymem, nikt nie jest zbyt zraniony, by być kochanym.
Św. Brat Albert zostawił Kościołowi zdanie: „Trzeba być dobrym jak chleb.” Tego dnia, 18 listopada 2025 roku, widać było, że to zdanie żyje – w siostrach, w wolontariuszach, w każdym, kto wyruszył spod albertyńskiej jadłodajni w drogę do Matki.
Na zakończenie
Pielgrzymka dobiegła końca, ale jej owoce dopiero zaczynają dojrzewać. Niektóre wrócą w postaci małych kroków ku lepszemu jutru. Inne – w cichych modlitwach, których nikt nie usłyszy, ale które zostaną wysłuchane. Bo tej drogi nie wyznaczył kalendarz ani plan wyjazdu. Tę drogę wyznaczyła nadzieja – ta, której najbardziej potrzebują ci, którzy przychodzą każdego dnia do albertyńskiej jadłodajni. I ta nadzieja, dzięki siostrom, Caritas i wspólnej modlitwie, zapłonęła na nowo.
Jadwiga












































Komentarze