Ojczyzna to ludzie
- jolanta-hor
- 2 dni temu
- 3 minut(y) czytania
Św. Brat Albert — Adam Chmielowski — stoi dziś przed nami jako postać scalająca w sobie dwoistość: powstańcza odwaga i cicha, codzienna troska o najuboższych. Urodzony w 1845 roku, jako młodzieniec wstąpił w szeregi Powstania Styczniowego; w bitwie został ranny, amputowano mu nogę, a doświadczenie to — zamiast zgasić jego żar — utwierdziło go w przekonaniu, że miłość do ojczyzny musi iść w parze ze służbą tym, których wojny i systemy pozostawiły bez domu i nadziei. W dorosłym życiu porzucił karierę artysty, przywdział habit tercjarski i poświęcił się pracy na rzecz bezdomnych i opuszczonych; z tej pracy zrodziło się Zgromadzenie Braci Posługujących Ubogim (albertynów) oraz Zgromadzenie Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim — wspólnot, które do dziś kontynuują jego dzieło miłosierdzia.
Jego droga nie była wynikiem pojedynczego aktu pobożności, lecz serią decyzji, które mówiły: ojczyzna to ludzie. Już jako dziecko trafił do szkoły kadetów w Petersburgu — i to właśnie troska matki o utratę języka, kultury i tożsamości sprawiła, że przeniosła go z powrotem do Królestwa Polskiego; ten osobisty opór wobec rusyfikacji jest ważnym znakiem: patriotyzm Adama nie był romantycznym hasłem, lecz doświadczeniem rodzinnym i życiowym, które później przekuł w praktyczną miłość bliźniego.
„Powinno się być dobrym jak chleb” — te słowa Brata Alberta nie są metaforą ani poetyckim ozdobnikiem, lecz programem życia. Chleb, który leży na stole i z którego każdy może ukroić kęs, stał się dla niego obrazem sprawiedliwości i dostępności: nie jako dobra luksusowego dla wybranych, ale jako dobra powszechnego. To wezwanie tłumaczy jego całe dzieło — przytuliska, jadłodajnie, domy dla młodzieży i starców — i pozwala odczytać jego patriotyzm inaczej niż przez pryzmat zrywów zbrojnych. U Brata Alberta ojczyzna budowana jest przez codzienne nawracanie serca i przez konkretne uczynki miłosierdzia.
W kontekście 11 listopada — dnia odzyskania niepodległości — warto przypomnieć, że miłość do ojczyzny nie ogranicza się do walki z bronią w ręku. Brat Albert walczył o wolność w wymiarze społecznym: dawał dach, pracę, naukę młodym, którzy bez jego pomocy nie mieliby szans stać się pełnoprawnymi obywatelami. Jego działalność wychowawcza i troska o młodzież były formą pracy przywracania godności — a godność ta jest fundamentem wolnej wspólnoty narodowej. To dlatego jego dziedzictwo jest równie ważne dla 11 listopada: przypomina, że suwerenność narodu mierzy się tym, jak traktuje najsłabszych.
Nie dane mu było jednak doczekać wolnej Polski. Zmarł w Boże Narodzenie 1916 roku — w chwili, gdy zgliszcza Europy dopiero zapowiadały niepodległość, która przyszła dwa lata później. Ale jego duch — ten duch cichego patriotyzmu i ofiarnej służby — przetrwał. Trwa w albertyńskich wspólnotach, które do dziś niosą pomoc bezdomnym, zagubionym i wykluczonym. Trwa też w każdym geście dobroci, w każdej inicjatywie, która zamiast wielkich słów stawia na proste „bądź dobry jak chleb”.
Rocznice — 11 i 12 listopada — stawiają przed nami pytanie o ciągłość pamięci. 11 listopada świętujemy odzyskaną niepodległość, 12 listopada wspominamy kanonizację Brata Alberta dokonaną przez Jana Pawła II w Rzymie w 1989 roku. Te dwa dni spotykają się w duchu wdzięczności: za wolność, którą odzyskaliśmy, i za świętego, który przypomina nam, że wolność bez miłosierdzia szybko staje się obojętnością.
Dziś, gdy przyjmujemy chleb do rąk, warto przypomnieć sobie prostotę tego przesłania. Wolność kraju wzrasta, gdy umacniamy łańcuchy międzyludzkiego wsparcia – łańcuchy, które Brat Albert z krzyża powstańczego przeniósł na stół, do kuchni, do przytulisk, do szkół. Jego życie uczy nas, że patriotyzm bez codziennej solidarności z ubogimi jest pustym rytuałem, a miłosierdzie bez odpowiedzialności za wspólnotę narodową traci swój historyczny sens.
Niech zatem obie listopadowe rocznice będą dla nas wezwaniem, by pamiętać, że łańcuch wolności narodowej naprawdę można odbudować tylko u stóp Ołtarza i przy stole chleba – tam, gdzie człowiek spotyka Boga i drugiego człowieka w prawdzie i prostocie.
























Komentarze