Teologia codzienności
- jolanta-hor
- 20 sie
- 3 minut(y) czytania
Sierpień – miesiąc albertyński. Miesiąc, w którym kalendarz zaczyna przypominać o tym, co najważniejsze: o miłosierdziu, które pachnie prostym chlebem, o decyzjach, które zmieniają życie, o habitach, które nie są przebraniem, lecz skórą serca. Na osi czasu sierpnia co kilka dni migają daty jak paciorki różańca, a każdy z nich niesie własne światło.

Zaczyna się wszystko piątego dnia miesiąca, który w Polsce bywa jeszcze pełnym lata progiem. 5 sierpnia 1878 roku rodzi się Maria Jabłońska – w Zgromadzeniu Sióstr Albertynek znana jako siostra Bernardyna, współzałożycielka i pierwsza przełożona generalna. To ona nada duszy zgromadzenia wymiar kobiecej czułości, zorganizuje miłosierdzie, uczyni z niego codzienny rytm, a nie wzruszenie od święta. Współpraca Bernardyny z Bratem Albertem będzie nie tyle spotkaniem charyzmatów, ile dialogiem o chlebie powszednim: jak go upiec, komu zanieść, kto dziś najbardziej głodny.

Niedaleko w kalendarzu, dwudziestego, przychodzi jego dzień urodzin: święty Brat Albert – Adam Hilary Bernard Chmielowski – światło Małopolski, malarz z duszą wrażliwą na ranę człowieka, powstaniec okaleczony historią, a jednak jeszcze bardziej obudzony na sprawy najbiedniejszych. Urodził się 20 sierpnia 1845 roku. To data, która nie jest tylko biograficznym przypisem: w środku sierpnia rodzi się człowiek, który później będzie powtarzał, że dobro ma smak chleba i kształt prostoty. Sierpień dojrzewa – dojrzewa też w nim decyzja, by miłość była codzienna, jadalna, konkretna.
I wreszcie – dwudziesty piąty. Dzień jak brama, przez którą przechodzi się w nowe imię. 25 sierpnia 1887 roku Adam Chmielowski w kaplicy loretańskiej u kapucynów w Krakowie przywdziewa tercjarski habit św. Franciszka. Tego dnia zapisuje: „Obiit Adamus Chmielowski, natus est frater Albertus” – „umarł Adam Chmielowski, narodził się Brat Albert”. Rok później, 25 sierpnia 1888, złoży śluby zakonne na ręce kard. Albina Dunajewskiego. Dwa sierpniowe paciorki – obłóczyny i śluby – które spajają życie w jedno „tak”, konsekwentne i bez reszty.
Zaraz za tą bramą czeka kolejny dzień – 26 sierpnia, Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej. W polskiej wyobraźni to nie tylko data, ale melodia: dźwięk pielgrzymich kroków, zapach kurzu, śpiew Apelu. To właśnie w sierpniu setki tysięcy ludzi idą pieszo na Jasną Górę. Wśród nich – siostry albertynki, które od lat wpisują swój charyzmat w rytm pielgrzymkowych dróg. Niejedna z nich właśnie podczas pierwszej w życiu pielgrzymki usłyszała w sercu głos powołania. I to też piękna tajemnica sierpnia: że pod śpiewane „Czarna Madonna” można nagle zrozumieć, że życie trzeba oddać całe.
Dlatego tak wymownie brzmią słowa Brata Alberta skierowane do sióstr: „Ta Matka Boska Częstochowska jest waszą fundatorką. Pamiętajcie o tym.” Nie formalny akt erekcyjny, nie dokumenty, lecz spojrzenie Matki – to ono było dla niego pieczęcią zgromadzenia. Nic dziwnego, że obłóczyny albertynek od lat odbywają się 25 sierpnia, a pierwsze śluby dzień później, 26 sierpnia, gdy Kościół śpiewa imię Częstochowskiej Pani. Jakby każdy nowy welon i każdy nowy ślub chciały wtopić się w rzeszę pielgrzymów stojących pod Jej obrazem.
Gdy układamy te daty jedna obok drugiej, zaczyna się opowieść. Najpierw – narodziny Bernardyny (5 VIII), później – urodziny Brata Alberta (20 VIII), potem – jego obłóczyny (25 VIII 1887) i śluby (25 VIII 1888), aż wreszcie – jasnogórska Uroczystość (26 VIII), która jak szeroki gest Matki obejmuje wszystko. W tym planie nie ma przypadkowych koincydencji: to raczej rytm, który podpowiada sercu, kiedy dojrzewać, kiedy prosić, kiedy przyjmować habit, kiedy ślubować, kiedy dziękować, a kiedy wyruszyć w drogę.
Sierpień uczy zatem także teologii codzienności. Habit nie jest ucieczką od świata, tylko decyzją, żeby być w nim jak chleb na stole: blisko, dostępnie, dla wszystkich. Śluby nie są zamknięciem drzwi, tylko ich szerokim otwarciem – w stronę tych, „których im więcej kto opuszczony, tym większą miłością służyć mu trzeba”. A pielgrzymki są przypomnieniem, że każde powołanie dojrzewa w drodze – czy to do Jasnej Góry, czy do drugiego człowieka.
Gdy więc przyjdzie ten czas – gdy kalendarz zacznie mówić „5… 20… 25… 26…” – spróbujmy usłyszeć w nim nie tylko kronikę. Niech sierpień będzie wezwaniem, by wejść do kaplicy loretańskiej własnego życia i powiedzieć: „umarł stary nawyk, narodził się nowy ja”. Niech będzie zaproszeniem, by iść razem z pielgrzymami i dać się poprowadzić Matce, która rzeczywiście jest Fundatorką: zgromadzenia, powołania, codziennego miłosierdzia.
Bo miesiąc albertyński nie jest po to, by podziwiać – jest po to, by naśladować. A naśladowanie zaczyna się od jednego sierpniowego „tak”, które – jak wiemy – potrafi zmienić.
Niech więc sierpień – miesiąc albertyński – stanie się dla nas modlitwą w drodze. Prośmy wraz ze świętym Bratem Albertem i błogosławioną Bernardyną: Maryjo, Fundatorko, prowadź nas w wierności powołaniu. Naucz nas być jak chleb – prostym, dostępnym, dzielonym z innymi. Niech każdy nasz krok – czy to w pielgrzymce, czy w codzienności – będzie krokiem ku drugiemu człowiekowi i ku Bogu.















































Komentarze