top of page

Okruchy chleba - świadectwa

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Instagram
chleb i okruchy mini.jpg

Nikt nie idzie sam do nieba. Rozbić naczynie, zapach się rozejdzie. Nie tylko będziemy Boga kochać, ale inni Go przez nas pokochają. A to jest coś.

św. Brat Albert

delicious-bread-on-towel_edited.jpg

Każdy człowiek doświadcza różnorakich cierpień, trudności i kryzysów na każdej płaszczyźnie życia: zawodowego, społecznego, rodzinnego itd. Niejednokrotnie nasze ludzkie trudności i kryzysy w życiu duchowym prowadzą do osłabienia lub utraty wiary. Dlatego właśnie potrzebujemy nieustannego umocnienia poprzez trwanie w modlitwie, w czytaniu Słowa Bożego i w sakramentach świętych. Ogromne znaczenie w życiu wiarą i moralnością chrześcijańską ma przykład życia, który albo kogoś podbudowuje, podnosi, albo zniechęca. „Świadectwo chrześcijanina służy prawdzie, którą Chrystus objawił światu i przekazuje ono dalej to zbawienne dziedzictwo”. (Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.2 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1974, s. 396).

 

Od 24 czerwca rozpoczęliśmy nowy cykl: „Okruchy chleba – świadectwa”. Na naszej stronie internetowej www.albertynkipoznan.com co drugi piątek będziemy publikować kilka słów (okruchów) doświadczenia różnych osób, które na swojej drodze spotkały Chrystusa.

 

Zapraszamy do lektury i życzymy, aby te konkretne historie, które wydarzyły się wśród nas, w naszym albertyńskim (i nie tylko) środowisku, umocniły kroki naszych Czytelników na drodze ku Bogu oraz codziennym  odkrywaniu szczęścia w wierze, nadziei i miłości.

 

Jeżeli w Twoim życiu dzieją się rzeczy niezwykłe, których źródło jest w Panu – możesz się nimi podzielić.

Ty jesteś od modlitwy,
to się módl,
a ja tu cichutko posiedzę

Refleksje s. Kingi

Śrem

W okresie od 1979 r. do 1987 r. posługiwałam w PDPS (Państwowym Domu Pomocy Społecznej) w Śremie. Był to czas beatyfikacji naszego Założyciela św. Brata Alberta i nabożeństw dziękczynnych. (…) Z tego okresu pozostało w mojej pamięci i przy różnych okazjach powraca pewne zdarzenie: W czasie przygotowywania leków w dyżurce pielęgniarskiej przyszła mieszkanka Janeczka i tak marudzi. Na pytanie czego chce? Cukierka? Tabletkę? Mówi: „Siostro, tak bym chciała, byś mnie przytuliła tak mocno, jak na obrazie w kościele św. Albert tuli tego chłopczyka”. (…)

Pan Józef przebywał w Hospicjum kilka miesięcy, jak na pobyt w hospicjum dosyć długo. Odwiedzała go rodzina, znajomi. Skąd to przemienienie i taka postawa? (…)Modlimy się głośno, przy drugiej tajemnicy przerywa i mówi do mnie: „Ty jesteś od modlitwy, to się módl, a ja tu cichutko posiedzę”.

Jakże miłym i niezapomnianym przeżyciem była dla mnie Msza św. dziękczynna w sam dzień 50. rocznicy ślubów, 26 sierpnia, w kościele parafialnym pw. św. Franciszka z Asyżu w Szczecinku. (…) wielki szacunek dla życia zakonnego.

s. Kinga (Helena Płata)

Namiot moim domem

Dziś posłuchajmy opowieści Piotra. Dla niego, to dzień powszedni, dla większości w głowie się nie mieści, aby namiot stał się domem. W wakacje - owszem, ale żyć tak na co dzień?
Pomocną dłoń wyciągnęły siostry Albertynki. Jego optymizm, chęć zmiany życia, po wielu innych doświadczeniach godne są podziwu.

Bóg zawsze ma plan

Mam na imię Sylwia. Jestem mamą czwórki dzieci i chciałabym podzielić się z Wami moją historią. Jesteśmy z mężem osobami wierzącymi, dlatego też po ślubie zaczęliśmy marzyć o rodzinie – o dużej rodzinie. I tak po kolei: w 2014 r. przyszła na świat pierwsza córeczka Aniela, w 2015 r. syn Maksymilian, w 2019 r. Rozalia, w 2016 r. Tymoteusz i to właśnie o Nim chciałabym napisać.

Kiedy dowiedziałam się, że jestem w trzeciej ciąży radości nie było końca. Niestety nie trwało to długo bo już w 11 tygodniu na badaniach kontrolnych dowiedzieliśmy się, że dziecko ma zwiększone NT (przezierność karkową). Co to oznacza? Dziecko może urodzić się chore, zespół Downa, wady serca – lekarka wymieniała co może grozić mojemu dziecku. Patrzyłam na nią, a w głowie tysiące myśli: Czemu? Co poszło nie tak? Dlaczego Nas to spotyka? Czy jest szansa,  że będzie zdrowy? I wtedy padły te słowa: „Macie Państwo już dwoje zdrowych dzieci po co ryzykować możecie usunąć płód.”. „Usunąć? Zabić własne dziecko? Kto Nam daje prawo decydować o życiu dziecka?”. I wtedy zaczęła się nasza walka. Walka o życie Naszego dziecka. Codziennie wieczorem wraz z całą rodziną: moje siostry, ich rodziny, moi rodzice, ciocia, ja z mężem i naszymi dziećmi klękaliśmy razem z różańcem w ręku i błagaliśmy Boga o zdrowie dla Tymka. Wysłałam również 100 e-maili do zakonów i klasztorów w Polsce z prośbą o modlitwę za naszego nienarodzonego syna. Dostałam dużo słów otuchy, dużo wsparcia spływało na naszą rodzinę właśnie od osób duchownych. Byliśmy otoczeni płaszczem modlitwy, który w chwilach niezmiernie trudnych dawał Nam poczucie tego, że nie jesteśmy sami, że z Nami jest Bóg, a On może wszystko.

Ten trudny czas jeszcze bardziej zjednoczył naszą rodzinę oraz przybliżył Nas do Boga. Nauczyliśmy się wszystko przyjmować z pokorą i wiarą. Kiedy przyszedł dzień porodu byłam już pogodzona i gotowa przyjąć wszystko, co dostanę od Boga.

Nadszedł dzień 2 września 2016 r. i o godz. 10.00 urodził się Tymek:10 pkt, 60 cm i 4300 g miłości. Lekarze nie dowierzali, a ja wiedziałam, że to cud. Wiedziałam, że Tymek swoje zdrowie i życie zawdzięcza Bogu. Dziś Tymek za kilka dni kończy 8 lat. Jest zdrowym, mądrym chłopcem. Służy Bogu przy ołtarzu jako ministrant i jest wdzięczny za dar życia. On miał szansę, ale jak wiele dzieci jej nie ma. Jak wiele razy diagnoza staje się wyrokiem śmierci dla dziecka? Mam nadzieję, że jeżeli czytasz, a masz wątpliwości czy warto zawalczyć o swoje dziecko, to ja Ci mówię, że warto. 

 

Sylwia Szypuła 

Nie kryminalista,
a normalny człowiek

Ma 25 lat, z czego  połowę spędził w zakładach karnych. Jednak ktoś wyciągnął do niego pomocną dłoń. Po wyjściu z więzienia spotkał kolegę, który zaprowadził go do jadłodajni Sióstr Albertynek. Tutaj po raz pierwszy w życiu poczuł się jak normalny człowiek - nie jak kryminalista, poczuł się naprawdę ważny, bo... może pomagać ludziom, poczuł, że możliwa jest przemiana serca. Wszystko to zawdzięcza duchowym córkom Brata Alberta. Ecce homo... oto człowiek, człowiek zraniony, który nie zaznał miłości w życiu, pragnący żyć normalnie. Tak mówi sam o sobie. Czeka go jeszcze długa droga do tej "normalności", ale dzięki wyciągniętej pomocnej dłoni jest to możliwe. Jest możliwe, bo u Boga nie ma nic niemożliwego.

Jesteśmy Jego portretami

Ludwig van Beethoven ogłuchł, s. Lidia traci wzrok. Kompozytor nie słyszy, malarka nie widzi. Brzmi jak paradoks. W tym Bożym paradoksie można jednak odnaleźć głęboki sens. Gdy tracimy to, co dla nas cenne, gdy musimy przewartościować swoje życie, gdy to, co było naszym dniem powszednim kończy się mamy wybór: albo wielka pustka, albo całkowite zawierzenie się Panu. Dopiero kiedy oddam się całkowicie, mogę poszukać sensu życia. Sensem naszego życia jest Bóg i tylko On. Św. Paweł w drodze do Damaszku stracił wzrok po to, by zobaczyć Chrystusa. Czy trzeba zacząć nie widzieć, żeby zobaczyć Boga? 

W dzisiejszych Okruchach poznamy s. Lidię Pawełczak, albertynkę, która namalowała setki portretów, pejzaży, obrazów martwej natury. Jak sama mówi: „Zostaliśmy stworzeni na obraz Boga, czyli jesteśmy Jego portretami”.

Zapraszamy do obejrzenia filmu pt. „Klauzura w klauzurze”, a także przeczytania artykułu z GN pt. „Brat Albert i siostra Lidia”. To piękne świadectwo s. Lidii niech będzie dla nas umocnieniem w dźwiganiu własnego krzyża.