top of page

Okruchy chleba - świadectwa

  • Facebook
  • Twitter
  • LinkedIn
  • Instagram
chleb i okruchy mini.jpg

Nikt nie idzie sam do nieba. Rozbić naczynie, zapach się rozejdzie. Nie tylko będziemy Boga kochać, ale inni Go przez nas pokochają. A to jest coś.

św. Brat Albert

delicious-bread-on-towel_edited.jpg

Każdy człowiek doświadcza różnorakich cierpień, trudności i kryzysów na każdej płaszczyźnie życia: zawodowego, społecznego, rodzinnego itd. Niejednokrotnie nasze ludzkie trudności i kryzysy w życiu duchowym prowadzą do osłabienia lub utraty wiary. Dlatego właśnie potrzebujemy nieustannego umocnienia poprzez trwanie w modlitwie, w czytaniu Słowa Bożego i w sakramentach świętych. Ogromne znaczenie w życiu wiarą i moralnością chrześcijańską ma przykład życia, który albo kogoś podbudowuje, podnosi, albo zniechęca. „Świadectwo chrześcijanina służy prawdzie, którą Chrystus objawił światu i przekazuje ono dalej to zbawienne dziedzictwo”. (Źródło: Paweł VI - Trwajcie Mocni w wierze t.2 - wyd. Apostolstwa Młodych - Kraków 1974, s. 396).

 

Od 24 czerwca rozpoczęliśmy nowy cykl: „Okruchy chleba – świadectwa”. Na naszej stronie internetowej www.albertynkipoznan.com co drugi piątek będziemy publikować kilka słów (okruchów) doświadczenia różnych osób, które na swojej drodze spotkały Chrystusa.

 

Zapraszamy do lektury i życzymy, aby te konkretne historie, które wydarzyły się wśród nas, w naszym albertyńskim (i nie tylko) środowisku, umocniły kroki naszych Czytelników na drodze ku Bogu oraz codziennym  odkrywaniu szczęścia w wierze, nadziei i miłości.

 

Jeżeli w Twoim życiu dzieją się rzeczy niezwykłe, których źródło jest w Panu – możesz się nimi podzielić.

Moja przygoda u Sióstr

Nie udaję, że jestem człowiekiem wierzącym, bo byłem jakiś czas człowiekiem wcale nie wierzącym i zszedłem na psy. Będąc szczęśliwym mężem oraz szczęśliwym ojcem zacząłem pić. Straciłem wszystko — wszystko, co miałem w życiu i co najcenniejsze, czyli rodzinę, dzieci. Znalazłem się w więzieniu. (...) spotkałem dwie Siostry Albertynki — Siostrę Annę i Siostrę Olę. Zaproponowały mi pracę. No i zaczęła się moja przygoda u Sióstr. Przyniosły mi dwa worki cebuli no i zacząłem je obierać. I tak codziennie. (...) Jestem na Mszy świętej co niedzielę i czytam pierwsze czytanie. Teraz też śpiewam — Siostry bardzo lubią, (...) Przychodzenie na Mszę świętą, przybliżenie się do Pana Boga bardzo mi pomogło. Cały czas powtarzam jedno — gdybym nie spotkał na swojej drodze tych dwóch zakonnic, które wyciągnęły do mnie rękę i pokazały mi jaką drogą mam kroczyć, to nie byłoby mnie na tym świecie.
Gabriel

Pokazały jak można służyć drugiemu człowiekowi

Lata 90. ubiegłego wieku nie były łatwą dekadą. (...) Jakie to było szczęście, kiedy do naszej parafii we wsi Niegosław w województwie lubuskim przybyły Siostry Albertynki. Prowadziły tam dom opieki dla osób starszych i samotnych. (...) W naszej parafii było bardzo dużo rodzin, które potrzebowały pomocy materialnej, ale także duchowej. Siostry postarały się, o to by najmłodsi parafianie byli blisko Boga. Dbały także o wystrój naszej świątyni, przygotowywały dekoracje na Święta, układały kwiaty na ołtarzach. (...)

Oprócz pomocy w kościele, Siostry co roku organizowały wyjazdy wakacyjne dla ministrantów i dzieci z parafii. (...) Siostry pokazały, jak można służyć drugiemu człowiekowi, jak można wnieść wiele dobrego w środowisko, w którym  żyjemy.(...) A dom w Niegosławiu stoi pusty, zaniedbany i woła o powrót Sióstr…

Mamy wielką nadzieję i modlimy się, aby Siostry Albertynki do nas wróciły, aby wróciła wiara, nadzieja i miłość, a w ogrodzie, aby zakwitły malwy.

Łucja Antczak

Wszystko wydaje się nielogiczne...

Po ludzku rozumując, wszystko wydaje mi się nielogiczne... w tej historii powoływania mnie. (...) Po ludzku patrząc, moja rodzona siostra bardziej nadawałaby się do służby Panu. Pobożniejsza, posłuszniejsza, bardziej zorganizowana i odpowiedzialna. (...) W wieku 6 lat na pytanie mojej siostry, dlaczego nie chcę iść do szkoły, do pierwszej klasy, odpowiedziałam, że nie pójdę, nie będę pracować, będę mieszkać pod mostem. Gdy 22 lata później wstępowałam do albertynek, mój ojciec skomentował: "zawsze byłaś dziwnym dzieckiem". (...)
Straciłam wiarę w obecność Jezusa w sakramentach Kościoła (...) Wielka cisza Wielkiej Soboty. Poranek. Spoglądam na rzeczoną ulotkę, a oto reprodukcja obrazu Adama Chmielowskiego — św. Brata Alberta “Ecce Homo”. (...)
On mi zaufał — całkowicie niegodnej zaufania… i tyle. Logika Boża — dzięki Bogu! - jest ponad wszelką ludzką logiką.

s. Aniela

 

Od młodzieńczej ciekawości do Szkolnego Koła Caritas

Różnymi drogami Bóg prowadzi ludzi do czynienia dobra. W roku 2012 objąłem wychowawstwo klas gimnazjalnych w jednej z poznańskich szkół w dzielnicy Grunwald. Już we wrześniu musiałem rozwiązać jeden z pierwszych poważnych problemów wychowawczych.
Moi uczniowie z młodzieńczej ciekawości poszli spenetrować pobliskie siedlisko bezdomnych. (...) Podczas rozmów z uczestnikami wyprawy doszedłem do wniosku, że ci młodzi ludzie w pewnym sensie są ciekawi tego, kim są ci żyjący na ulicy ludzie i co spowodowało, że tam muszą żyć. Wybraliśmy się więc na spotkanie z Albertynkami, które w pobliżu prowadzą Jadłodajnię dla ubogich i bezdomnych. (...)

Igor

 

Rzym - miasto bezdomnych

Brzmi bardzo banalnie, ale przechadzając się po tym pięknym muzeum pod gołym niebem, można w każdym jego zaułku dostrzec osoby bezdomne, które wpisują się w krajobraz miasta, jakby stanowiły jego integralną część. (...) Większość z tych historii jest powtarzalna, zmieniają się aktorzy, ale sztuka jest ta sama. (...) W praktyce oprócz problemów, z którymi nie radził sobie we własnym kraju, na obczyźnie dojdą nowe. (...) Wielu z moich podopiecznych, którzy skończyli na ulicy, bardzo chętnie opowiadało o swoich problemach, ale nie prosili o pomoc, w zakresie powrotu do Polski lub kontaktu z rodziną. (...) morał z tych opowieści jest taki: nigdy nie należy się poddawać i zaprzestać szukania pomocy.

Ewa Obrok, mediator międzykulturowy, Rzym

Pan Jezus

pocałował mnie

w czoło

Mama kiedyś opowiadała (jak już byłam w zakonie), że gdy byłam małym dzieckiem (ja tego nie pamiętam), podeszłam do niej i powiedziałam: „Mamo, jak mnie Pan Jezus pocałuje w czoło, to pójdę do zakonu…”. (...)

W dniu moich 18 urodzin poznałam św. Brata Alberta dzięki emitowanemu w telewizji dramacie „Brat naszego Boga”. (...)

Bóg kiedy pragnie powołać człowieka i pomóc Mu odpowiedzieć na łaskę powołania, pozwala mu postawić warunki i odpowie na nie, bo taka jest Miłość. (...)

Jezus pocałował mnie w czoło i zostałam albertynką.

s. Miriam

Dar Boga dla świata

Ks. kan. Henryk Nowik na kilka miesięcy przed odejściem do Domu Ojca (16 marca 2021 r.), na prośbę s. Dobrawy Korzeniewskiej, spisał swoje wspomnienia dotyczące nie tylko współpracy z siostrami albertynkami w Zielonej Górze, ale przede wszystkim dotyczące swojej tragicznie zmarłej cioci – s. Albiny Anny Ukraińskiej, albertynki (1892 – 1930). Pisząc o tym wszystkim, nie sposób nie przywołać na pamięć moją ciocię Annę z domu Ukraińska, a po zakonnemu Albina. Pamięć w moim rodzie była żywa o cioci Albinie. Wiele otrzymywało to imię w rodzinach. Obraz cioci Albiny przybliżyła, niezapomnianej pamięci s. Sawia, dając mi wyciąg z Księgi Pamiątkowej klasztoru na Kalatówkach, gdzie siostra – ciocia mieszkała.

By nikt nie czuł się samotny

Święta to czas, który spędzamy w rodzinnym gronie, jednak żyją wśród nas ludzie samotni i potrzebujący, którzy magię świąt poczują tylko dzięki inicjatywie Caritas.

24 grudnia w godzinach przedpołudniowych została zorganizowana Wigilia dla potrzebujących, samotnych i bezdomnych na Międzynarodowych Targach Poznańskich. 1100 osób przybyło, by móc poczuć ciepłą atmosferę świąt, podzielić się opłatkiem, złożyć życzenia i zjeść świąteczny obiad. Nie odbyłoby się to wszystko dzięki licznie zgromadzonym wolontariuszom (...)

Dla mnie, jako wolontariuszki, która od wielu lat bierze udział w tym wydarzeniu, niesamowity jest moment, gdy ludzie podczas składania między sobą świątecznych życzeń, podchodzą również do nas, by podzielić się opłatkiem. Jest to niezwykła chwila, móc życzyć im, tego co najlepsze, bo przecież każdy na to zasługuje…

Julia

Chcę być dobrym człowiekiem

Hej! Nazywam się Malwina i jestem studentką ostatniego roku pedagogiki i drugiego roku resocjalizacji. Przez dwa tygodnie byłam w Atyrau w Kazachstanie na wolontariacie u Sióstr Elżbietanek. Zobaczyłam tam „inny Kościół”, mimo że w tej samej wierze. 

Misja, na której posługują Siostry, jest niezwykle trudna, a tak bardzo potrzebna. Podziwiam i chylę czoła za to, jaką ogromną pracę tam wykonują.

 

Malwina

Cenny kubek zwykłej ciepłej herbaty

Moja historia z bezdomnością rozpoczęła się w momencie rozwodu i związanego z nim opuszczenia rodzinnego mieszkania.

Mam nadzieję, że bezdomność to tylko element mojego życia i kiedyś będę mógł stanąć wobec Sióstr, dziękując im za pomoc oraz powiedzieć, że udało mi się. Póki co ponoszę konsekwencje mojego życia. Pokrótce chciałem przedstawić to świadectwo, wiedząc, że zawsze można liczyć na pomoc ze strony Sióstr.

Marek Kujawa

Święci to starsi bracia i siostry, na których
zawsze możemy liczyć

Moje świadectwo nie będzie świadectwem powołania czy nawrócenia. (...) Otóż będąc dzieckiem, od kiedy tylko pamiętam, marzyłam o bracie. (...) Miałam ciągłe, powracające poczucie, że kogoś ważnego brakuje w naszej Rodzinie. Natomiast obecnie, gdy piszę to świadectwo, widzę, jak Jezus całe moje życie kształtował mnie przez tą dziwną tęsknotę i uczył tego, by w każdym człowieku – kobiecie czy mężczyźnie – szukać i znajdować siostrę lub brata – w Nim – Chrystusie..

Moje orędowniczki w niebie

W roku 1994 zaszłam w upragnioną ciążę. Szczęście nie trwało długo. Ciąża obumarła w 8-9 tygodniu. Trudno trzeba było żyć dalej, zdarza się. Dwa lata później, w 1996 roku, kolejna ciąża i znów to samo. Kolejny szok dziecko obumarło. Oj, wtedy to już był straszny cios. (...) Dziś syn Radek (od radości 😊) jest wspaniałym człowiekiem. Wspaniały mały człowiek o wielkim sercu. (...)
Przez wiele lat zastanawiałam się, czy dzieci, które mam w niebie, to dziewczynki. Mam z nimi kontakt duchowy. (...) 
Przeżyłam w swoim życiu cudowne doświadczenie. Byłam na pielgrzymce 28 czerwca 2019 roku w Medjugorie.

Zaufać jak Abraham

Moja osobista relacja z Jezusem zaczęła się w rodzinnym domu. (...) na etapie gimnazjum zostałem też stypendystą Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia, dzięki której zacząłem jeździć na wakacyjne obozy dla młodzieży. ufam Jezusowi, że wszystko, co pojawia się w moim życiu, jest Jego wolą, którą chcę pełnić – to dla mnie najwyższy priorytet w życiu.

 

Paweł Grzybek

.

O wojnie, powołaniu
i przesłuchaniu przez UB



Zapraszamy do wysłuchania świadectwa s.  Sawii

Łaski za wstawiennictwem

bł. Bernardyny

W liturgiczne wspomnienie bł. Bernardyny (22 września 2023 r.) rozpoczyna się peregrynacja relikwii Matki Dynki we wszystkich kołach Towarzystwa Pomocy Brata Alberta oraz we wszystkich wspólnotach sióstr albertynek.

Zakończenie peregrynacji zaplanowano na czerwiec 2024 r.

na czas pielgrzymki Towarzystwa Pomocy Brata Alberta

do Sanktuarium Ecce Homo w Krakowie.

Bóg chce
Dopełniajmy pracy, trudów i łez Jezusa

Zwariowany na punkcie Matki Dynki

c1fef4_e50556d8b7304b99ae515c678fb77758~mv2.jpg

Empower
Growth

Pani Doktor, Siostro Doktor – po prostu Siostro

W całym intensywnym życiu młodego lekarza Pan Bóg znalazł moment, by pokazać, że jest w moim wnętrzu przestrzeń, której nie jest w stanie wypełnić żadna ludzka relacja, ani rzeczy materialne. Bo choć miałam to co pewnie wielu określiłoby jako życiowy sukces (mieszkanie, samochód, grupę zaufanych przyjaciół na dobre i na złe, pracę w przychodni i na Uczelni, a tam zajęcia ze studentami i „przymiarki” do pisania doktoratu), to jednak ciągle pozostawał jakiś niedosyt, że czegoś mi brakuje, że jest coś jeszcze… Aktywność zawodowa i życie prywatne obiektywnie dawały mi satysfakcję, ale nie były w stanie dać spełnienia. Z czasem zaczęło się definiować pragnienie mojego serca i rzeczywistość, w której mogło się ono wypełnić – czyli życie konsekrowane. Początkowo był to dla mnie szok, bo chociaż intrygowało mnie życie zakonne, to jednak jedynie na płaszczyźnie pozytywnego zdziwienia: „Aha, to tak też można żyć”.

 

 

 

 

 

 

 

 

To Pan Bóg dał mi impuls, żeby zrobić krok dalej... Na modlitwie pozwalałam rosnąć mojemu pragnieniu i pytałam Pana Boga jaką „formę zewnętrzną” to życie zakonne ma przyjąć – a On w odpowiedzi „przysłał” mi do gabinetu w przychodni, w której wtedy pracowałam – przeziębioną siostrę Albertynkę. I tak zaczęła się z jednej strony przygoda z wolontariatem u Sióstr, a z drugiej – rozeznawanie powołania. Przychodziłam do Jadłodajni dla Ubogich w Bydgoszczy, na Ogrzewalnię, leczyłam Bezdomnych, a jednocześnie obserwowałam Siostry – świadectwo ich życia pełnego prostoty, przeżywanie codzienności, modlitwę oraz autentyczne i konkretne BYCIE z Ubogimi. Powoli odkrywałam, że TAK – to jest TO, TO mnie pociąga, TO jest moje. Wstąpiłam do Zgromadzenia, rozpoczęłam życie zakonne i… nie rozstałam się z medycyną.

 

Pierwsze lata mojego „bycia” w Zgromadzeniu mocno naznaczyła pandemia – był to dla mnie szczególny czas, w którym służyłam jako lekarz moim chorym Siostrom i Podopiecznym naszych domów. Po złożeniu Pierwszej Profesji wróciłam w pełnym zakresie do wykonywania zawodu, a jednocześnie otworzyłam na naszej Furcie mały Gabinet – punkt konsultacyjny, gdzie osoby korzystające z Jadłodajni mogą uzyskać darmową poradę lekarską. W zdecydowanej większości są to osoby bezdomne i nieubezpieczone, którym udzielam prostych konsultacji, mierzę parametry życiowe, zaopatruję rany i owrzodzenia. Stawiam na profilaktykę i edukację, ale nie unikam też trudnych tematów jak chociażby uzależnienia. Cieszę się, że Gabinet to przestrzeń spotkania, w której Ubodzy mogą nie tylko powiedzieć o dolegliwościach dotyczących ciała, ale przede wszystkim być spokojnie wysłuchanymi. Nie jest to posługa prosta, ale w tym odnajdywaniu Chrystusa w Ubogich bardzo pomaga mi nasz albertyński charyzmat, który Pan Bóg włożył w moje serce, a który codziennie odkrywam. Mam za sobą również cykl wykładów prozdrowotnych, w trakcie których mogłam przekazać część mojej wiedzy szerszemu gronu odbiorców korzystających z naszej Jadłodajni. Moja aktywność zawodowa to też praca w Poradni Lekarza Rodzinnego w Krakowie na Kazimierzu, czyli codzienne spotkania z przesympatycznymi Pacjentami i ich ogromna życzliwość, otwartość oraz wdzięczność. Co ciekawe – mój albertyński habit nie jest dla nich żadną przeszkodą, a wręcz przeciwnie – bardzo czytelnym i wymownym znakiem. I choć początkowo moi Pacjenci nieco zdezorientowani pytali: „Rety, bo ja nie wiem jak się zwracać – Siostro, Pani Doktor, Siostro Doktor?”, to ja zawsze odpowiadałam i odpowiadam to samo: „Normalnie – Siostro”. Każdego dnia widzę jak ta naturalność i normalność „otwiera” i wzmacnia relację lekarz – pacjent, co w procesie leczenia ma kluczowe znaczenie. A kilka miesięcy temu rozpoczęłam przygodę z ultrasonografią i choć początki są trudne, to wierzę, że kiedyś zwiększy to z jednej strony moje możliwości diagnostyczne, a z drugiej – dostępność tego badania dla osób Ubogich i Bezdomnych.

 

Tak wygląda moje albertyńskie DZIŚ, czyli świadome i pełne wolności realizowanie powołania w powołaniu – bycie Albertynką i lekarzem. I to współistnienie dwóch powołań jest dla mnie źródłem ogromnego entuzjazmu, który pozwala mi twórczo przeżywać codzienność – zarówno w domu z Panem i moimi Siostrami, jak i w przychodni z Pacjentami. Jest to ogień, który bez wątpienia mogę nazwać pasją życia konsekrowanego. I choć nie wstąpiłam do Zgromadzenia, żeby być lekarzem, to jednak Pan Bóg każdego dnia potwierdza, że właśnie taką drogą chce mnie prowadzić – do Niego, do samej siebie i do innych... By służyć jako lekarz, ale także (a właściwie – przede wszystkim!) świadczyć o Nim całą sobą. Moje życie nadal jest intensywne, ale dzięki konsekracji „smakuje” już inaczej, a ja wciąż w totalnym zadziwieniu i wdzięczności mogę – jak Dawid – pytać: „Kim jestem Panie mój, że doprowadziłeś mnie aż dotąd?”.

 

Siostra Jana

Ogrom radości

Siostry Albertynki poznałam 12 kwietnia 2021 roku, kiedy to zaczęłam przychodzić do jadłodajni prowadzonej przez Siostry, aby poprzez wolontariat odbyć praktyki na studiach. Moje praktyki miały trwać miesiąc… I oczywiście po miesiącu je ukończyłam, ale poczułam, że to jest miejsce, w którym chciałabym być wolontariuszką. Po prostu było tam coś takiego, co mnie przyciągało i sprawiało ogrom radości. Moja pomoc w jadłodajni polega tak naprawdę na różnych rzeczach, raczej staram się nie ograniczać, a pomagać tam, gdzie jestem potrzebna. Od obierania warzyw, po krojenie, wydawanie posiłków osobom korzystającym z jadłodajni, po pomaganie w robótkach ręcznych i wielu innych rzeczach. Jednak osobiście najważniejsze i najcenniejsze są dla mnie rozmowy z osobami, które korzystają z jadłodajni. Poprzez takie rozmowy odkryłam, jacy to są cudowni i wartościowi ludzie, lecz często pogubieni. Słuchając ich doświadczeń i przeżyć miałam łzy w oczach. Osoby korzystające z jadłodajni są mi bardzo bliskie, staram się zawsze ich wysłuchać i zrozumieć.

                                   

Oprócz wolontariatu w jadłodajni zaczęłam również udzielać się w Przytulisku im. św. Brata Alberta w Opalenicy. To miejsce również prowadzą Siostry Albertynki. Osoby starsze, schorowane, które tam mieszkają, totalnie skradły moje serce… Choć moje początki tam zdecydowanie nie były dla mnie łatwe. Pamiętam, jak pierwszy raz pojechałam tam na weekend i rano pomagałam zwozić chorych do kaplicy na Mszę Świętą, wtedy jedna pani, którą zwiozłam, zaczęła rozmawiać i jeździć na wózku po kaplicy, starałam się tą panią uspokoić i wytłumaczyć, że zaraz będzie Msza Święta, ale nie dawałam rady. Jedna z sióstr podeszła do mnie i powiedziała, że ona się zajmie tą panią, a ja zajęłam swoje miejsce w kaplicy i wtedy pomyślałam „Panie Jezu, co ja tutaj robię, nie nadaję się do tego”. Jednak po Mszy Świętej, Siostra Przełożona podeszła do mnie i zapytała, jak mi się podoba. Wtedy szczerze Jej odpowiedziałam, że chyba się do tego nie nadaje, a Siostra wtedy powiedziała mi takie słowa: „Nicole, daj sobie więcej czasu”. Są to słowa, za które w perspektywie czasu jestem ogromnie wdzięczna i mimo że minęły już ponad dwa lata, zawsze jak mam trudności, czy jakiś cięższy czas przypominam je sobie. Myślę, że warto dodać, że osoby starsze mieszkające w tym domu pokochałam jak własnych dziadków. Kocham spędzać z nimi wolny czas, czy to poprzez wspólne granie, wspólny spacer, czy po prostu przez wspólną rozmowę.

 

Zarówno jadłodajnia, jak i przytulisko, są to dwa bardzo ważne miejsca dla mnie. Nigdy nie jest mi szkoda poświęcać wolnego czasu, bo uważam, że dla tych miejsc i przede wszystkim dla tych osób, którym Siostry posługują, warto poświęcać czas! Do czego też bardzo zachęcam, bo mogę zapewnić, że wolontariat daje ogrom radości i satysfakcji. Jednak też uważam, że warto, abym wspomniała o tym, że oprócz tego, że zaczęłam udzielać się jako wolontariuszka u Sióstr Albertynek, to też zaczęłam jeździć na dni skupienia, które siostry organizują. Szczerze, kiedy pierwszy raz dostałam od sióstr propozycję wzięcia udziału w dniach skupienia, czułam ogromny opór i nie byłam chętna, aby wziąć udział. Zdecydowałam się jednak pojechać i w ogóle nie żałuję. Od tamtej pory brałam udział w każdych dniach skupienia, ponieważ jest to dla mnie niesamowity czas. Jest to czas, w którym mogę się zatrzymać, odpocząć od codziennej rutyny, obowiązków. Przede wszystkim jest to czas, w którym mogę spokojnie się pomodlić, pomyśleć. Pobyć sam na sam z Panem Jezusem. Ale też jest to czas, w którym mogę porozmawiać, spędzić go z osobami, które mają podobne wartości. Dzięki dniom skupienia poznałam wiele wyjątkowych młodych osób i zawiązały się między nami niezwykłe przyjaźnie. Z całego serca wszystkim polecam wziąć udział w dniach skupienia, bo jest to wspaniały czas.

 

Nicole Lenek

Sztuka nalewania kompotu

Złożone ręce, gruby sznur, czarny strój i pochylona głowa... Z lekkim podziwem i dużą dozą szacunku, jako dziecko patrzyłam na ciemne postacie Sióstr, wiernie trwające w cichej adoracji w trzeciej kościelnej ławce naszej parafii. Jakie było moje zdziwienie, kiedy na początku pandemii koronawirusa na porannych Mszach Świętych pojawił się zespół złożony z Sióstr i ich podopiecznych. Młodsza Siostra wyśpiewywała kolejne zwrotki pięknym głosem, przy wtórze gitary, a reszta zespołu lepiej lub gorzej, lecz z dużą radością śpiewu dla Pana, jej wtórowała. Ze względu na moją pasję do śpiewu i gry na gitarze, szybko stałam się jego członkiem. Tak rozpoczęła się moja przygoda z Siostrami Albertynkami i trwa już od trzech lat.

 

Jak dziś pamiętam mój pierwszy dzień wolontariatu na stołówce dla osób bezdomnych… Poproszona o nalewanie kompotu do butelek, które przyniosły ze sobą osoby ubogie, zupełnie nie spodziewałam się jak wymagające będzie dla mnie to zadanie… Kawałki owoców zatykały wąskie szyjki butelek, a kompot lał mi się po rękach.

 

Aktualnie, pociągnięta wezwaniem Pana Jezusa, chcę rozeznawać swoją dalszą drogę w formacji Sióstr Albertynek, mając głęboką nadzieję, że będę mogła stać się siostrą dla tych najbardziej opuszczonych. Świadoma jednak własnej słabości i marności, nie wstydzę się prosić Was, drodzy Przyjaciele Albertyńscy, o wsparcie modlitewne na ten czas.

 

Alicja Jankowska
 

Alberciątko i wolontariusz Centrum Pomocy im. św. Brata Alberta w Bydgoszczy

Alicja - Patrze na Jezusa w Eucharustii - piosenkaArtist Name
00:00 / 01:12

Odnaleźć siebie

Mam na imię Mateusz. Skończyłem 25 lat w marcu i choć mój wiek może o tym nie świadczyć, przeżyłem już w swoim życiu bardzo wiele. Pochodzę z rozbitej rodziny, gdzie alkohol, złość, agresja czy smutek były nieodzowną częścią mojej codzienności. Ta codzienność mojego dzieciństwa, jak się pewnie domyślacie, miała w późniejszym czasie ogromny wpływ na moje życie, ale po kolei…

Piszę to zupełnie szczerze, chłopak, który od dziecka nie umiał odnaleźć siebie, właśnie tutaj, w domu przy ulicy Koronowskiej 14 w Bydgoszczy, odnalazł wszystko, czego szukał: miłość, spokój, dobro, ale przede wszystkim odnalazł siebie. Wiem, że żadne słowa nie opiszą mojej wdzięczności, a zwykłe „dziękuję” to za mało za uratowanie mi życia i choć wiem, że Siostry nic w zamian ode mnie nie oczekują, to ja chciałbym im oddać wszystko, co mam i będę miał, bo dzięki nim poznałem i zrozumiałem wartość zdania: „Być dobrym jak chleb”. Właśnie tym „dobrym chlebem” dla innych ludzi potrzebujących, już do końca swoich dni, chcę być, bo tylko w taki sposób mogę pokazać drugiemu człowiekowi, że niebo naprawdę istnieje i jest na wyciągnięcie ręki.

 

 

 

 

Mateusz Kostrzewa

Inspiracja do zycia w trzezwosci. MateuszMateusz
00:00 / 01:04
Piosenka MateuszaMateusz
00:00 / 04:08

Dużo się dzieje

Siostry Albertynki poznałam, będąc w siódmej klasie szkoły podstawowej, gdy jedna z Sióstr prowadziła dla nas szkolne rekolekcje wielkopostne. (...) Byłam niesamowicie zestresowana. (...) nigdy wcześniej nie miałam bezpośredniego kontaktu z żadnymi siostrami. (...) Od tego czasu staram się być na wszystkich dniach skupienia (...) odwiedzamy różne albertyńskie placówki na terenie prowincji poznańskiej. (...)

Stałą siedzibą naszej wspólnoty „alberciątek” (takie miano otrzymaliśmy jako albertyńska młodzież) stał się dom Sióstr w Opalenicy. (...) Każdy kontakt z Siostrami i ich podopiecznymi przynosi wiele radości. (...)

Bardzo serdecznie zapraszam wszystkich młodych ludzi (i nie tylko) na wolontariat do Sióstr Albertynek w Poznaniu, w Opalenicy, czy w każdej innej placówce oraz na organizowane dni skupienia. Dużo się dzieje! Warto!

Julia

Osoba wysłuchana jest w pełni uzdrowiona -
- Ecce Homo

„Gdy wali się kulawy stół… szary brat, zakręcona zakonnica, turyści w pół drogi, czyli słów kilka o tym jak pomagać, by pomóc i kroczyć drogą do szczęścia”

 

Rzym, Wieczne Miasto: dla jednych serce katolicyzmu, dla innych miasto grzechu, przestępstw, mafii, dla innych jeszcze centrum sztuki, kultury, historii. Dla wielu to miasto biedy, bezdomności (...) Dla mnie Rzym to miasto, z którym wiążę najpiękniejsze wspomnienia mojego życia zakonnego, choć znaczna jego część była poświęcona ubogim. Jak zrozumieć „piękno” służby Tym, którzy tkwią w samym środku brudu nie tylko materialnego, fizycznego, ale przede wszystkim w nędzy moralnej, związanej nierozerwalnie z utratą godności i poczucia człowieczeństwa? Odpowiedź jest bardzo prosta, choć może zdawać się szokująca: ponieważ (...) to On - Jezus jest najpiękniejszym z synów ludzkich… jakże podobny do tych, których spotykałam (...). Ecce Homo (oto człowiek) taki właśnie, jakim zobaczył Go Brat Albert.

        

               

Niejednokrotnie to, co najprostsze bywa najtrudniejsze, a ten, kto jest najbliżej wydaje się być obcym. Tak niewiele potrzeba, by kulawy stół mógł nie tylko stanąć prosto, ale mógł posłużyć do pięknego spotkania przy posiłku.

 

s. Dobrawa Korzeniewska (albertynka) od 30 lat w Zgromadzeniu,

dzień po dniu odkrywa swoje powołanie

bottom of page